Język łowiecki
Myśliwi, jak większość grup wykonujących jakieś ściśle określone zajęcie - w tym przypadku polowanie - posługują się własną mową. Z naukowego punktu widzenia nie jest język, lecz raczej gwara środowiskowa.
Jakie były jej początki ? Można przypuszczać, że tysiące lat temu, kiedy polowanie było zwyczajną, powszechną i ogólnie dostępną częścią życia, język łowiecki jako taki nie istniał. Do opisania łowów prawdopodobnie używano słów i zwrotów języka powszechnego. Gwara łowiecka zaczyna się wyodrębniać z językowej powszechności wraz ze zmniejszaniem się użytkowej roli polowania w życiu człowieka. Początek języka łowieckiego to chwila, w której zanika znaczenie polowania jako sposobu na zdobycia mięsa i skór, zaś łowy zaczynają jawić się jako pasja, czy rozrywka. Przyczynkiem wytworzenia się gwary łowieckiej było też z pewnością pojawienie się, w pewnym momencie rozwoju człowieka, łowiectwa jako konkretnej profesji. Im bardziej polowanie wychodziło z kręgu zajęć powszechnych, ogólnie dostępnych, im bardziej stawało się elitarne - tym wyraźniej rysowały się zręby środowiskowej gwary myśliwych.
Realizowano w tym dwie główne potrzeby : chęć zachowania tylko dla wtajemniczonych pewnych terminów i znaczeń, zasada, by język ten celowo nie był zrozumiały dla niemyśliwych, oraz - w późniejszym okresie tworzenia się języka łowieckiego - chęć wyróżnienia się spośród innych grup, potrzeba posiadania oryginalnych atrybutów przynależności do konkretnej grupy środowiskowej, z czasem - tradycja.
Na naszych ziemiach już pod koniec średniowiecza można mówić o wytworzeniu się specjalistycznej gwary środowiskowej, popularnie nazywanej dziś językiem łowieckim.
Język łowiecki jest stary, jak łowiectwo. Znajdujemy w nim wiele terminów z czasów prasłowiańskich, elementy staropolszczyzny. Słowa i zwroty, które - prócz języka łowieckiego - wyszukać dziś można w regionalnych gwarach ludowych. Mnóstwo w nim zapożyczeń z języków sąsiednich, głównie germanizmów i rusycyzmów. Są nawet słowa tureckie ! Na przestrzeni wieków język łowiecki ciągle się zmienia. Odnotowuje w swej terminologii nowe metody polowań, nowe rodzaje broni itp. Część określeń umiera, wraz z sytuacjami, dla opisania których powołano je do życia. Zatem jest to język żywy, czyli aktywnie reagujący na zmieniającą się rzeczywistość, przyswajający nowe słowa, zezwalający innym, już niepotrzebnym, na naturalną śmierć. Przykład ? Najprawdopodobniej zniknie z języka łowieckiego termin "urożenie", czyli rogi tura i żubra. Powód jest oczywisty: tury wyginęły przed wiekami, zaś żubry już nie są i chyba już nie będą gatunkiem łownym. Natomiast weszło do gwary łowieckiej słowo "goreteksy", czyli odzież myśliwska, wykonana z odpornej na wodę i wiatr tkaniny, przy produkcji której zastosowano wręcz kosmiczne technologie.
Język łowiecki od czasów najdawniejszych, aż do dziś, towarzyszy myśliwym. Historyczny walor sprawia, że jest on - wraz z językiem literackim - kulturowym dobrem narodowym. Z tego powodu wymaga ochrony, czyli tego, by współcześni myśliwi biegle się nim posługiwali i nie zastępowali tradycyjnych terminów łowieckich ich odpowiednikami, zaczerpniętymi z języka literackiego.
Współcześnie język łowiecki nie służy już temu, by osoba niewtajemniczona, niemyśliwy, nie poznała tajemnic łowiectwa. Wzrosła natomiast jego rola jako elementu rozpoznawczego braci łowieckiej. Gwara konsoliduje myśliwych, jest ważnym elementem myśliwskiej tradycji i obyczajowości. Nie zmalała przy tym ani o jotę informacyjna funkcja języka łowieckiego. "Trzeszcze" to słowo równie precyzyjne, ale brzmiące krócej, niż "oczy zająca". Po co łamać sobie język i tracić czas na "świeży opad śniegu", gdy wystarczy krótkie, myśliwskie "ponowa" ?
Przy posługiwaniu się językiem łowieckim spory budzi niekiedy to, czy ma to być polski język łowiecki, czy, po prostu, język łowiecki. Zilustrujmy problem przykładem : co jest poprawne, "trójlufka", czy germanizm "dryling" ? Z pewnością niemiecki dryling trwalej i powszechniej zaistniał w polskiej terminologii łowieckiej, niż jego polski odpowiednik. Z drugiej jednak strony poprawniejszy będzie polski "przesmyk" od niemieckiego "weksla". O wszystkim decydować powinna zasada powszechności użycia i, po części, historycznego pierwszeństwa.
Należy poznawać język łowiecki i bez skrępowania posługiwać się nim w towarzystwie myśliwych. Nawet jeśli bylibyśmy jedynymi, którzy swobodnie w tym języku mówią. To pokłon w stronę naszych myśliwskich przodków, naszych tradycji łowieckich. To oznaka wiedzy łowieckiej i demonstracja dobrowolnej przynależności do polującej części społeczeństwa. Rynek księgarski oferuje przynajmniej kilka - lepszych i gorszych - słowników gwary myśliwskiej. Po prostu nie wypada, jest w złym tonie, by myśliwy nie znał języka łowieckiego.
Opr. Grupa Media Informacyjne & Adam Nawara |